Żmudka, Barbara Marta

7 grudnia 2016

Dziennikarka z… pieprzykiem. Tzn. nie wiemy dokładnie, czy z takim fizycznym na ciele, bo nie śmieliśmy sprawdzać. Chodzi raczej o pieprzyk dziennikarski. A konkretnie – „Pieprzyk Polonijny”. Prezentuje bowiem w „Wietrznym Radiu” ciekawe felietony pod właśnie takim tytułem. Nie boi się więc tematyki polonijnej. Co jest rzadkością w miejscowym środowisku medialnym, które z reguły chce poruszać problemy wszechświata, albo co najmniej Układu Słonecznego. I często boi się wchodzić na grzązki, miejscowy grunt, na którym można się nieźle poślizgnąć, jak na kup(ni)e nieruchomości w Chicago. Została dziennikarką, mimo że pochodzi z zacnej, krakowskiej rodziny z tradycjami. Skończyła nawet prawo na samym Uniwersytecie Jagiellońskim. I zamiast obecnie robić karierę w wymiarze sprawiedliwości, w stylu „pana Zbyszka” (Ziobry) z Krakowa, uprawia wśród Polonii publicystyczną orkę. Ale nie do końca to działalność niewdzięczna i katorżnicza. Słuchacze (i czasem czytelnicy polonijnych mediów) uwielbiają dziennikarkę imion dwojga. Tym bardziej, że Barbara słynie z pogodnego usposobienia. I dla każdego ma uśmiech. Nawet, gdyby nie pochodził z Krakowa. W dodatku jest to uśmiech całkowicie za darmo. Co – trzeba przyznać – w środowisku galicyjskim naprawdę nieczęsto się zdarza. Basia jest uroczą gawędziarką. Na każdy temat potrafi opowiadać. I to zajmująco. Ale znacznie krócej, niż śp. Fidel Castro, którego rekord jednorazowego występu publicznego wynosi ponad 7 godzin. Red. Żmudka świetnie przy tym łączy w swych wypowiedziach tradycję z wymogami współczesnego życia. Znawcy gatunków dziennikarskich powiedzieliby, że jest mistrzynią w zapominanej już – niestety – sztuce gawędziarstwa. Ale tego ciekawego i konstruktywnego. Z morałem. W przeciwieństwie do nudnych gawędziarzy medialnych, którzy przy mikrofonie snują smętne opowieści niesamowite. Barbara, rozstrzał zainteresowań ma niesamowicie szeroki. Od radości z seksu, poprzez wyborcze harce prezydenckie w USA, a na języku polonijnych ogłoszeń kończąc. Basi nie sposób przy tym wygiąć. Ma swoje zdanie. I – w przeciwieństwie do takiego np. Wałęsy Lecha – potrafi się ze swoim zdaniem w pełni zgadzać i je nawet uzasadnić. Jest przy tym patriotką polonijną, polską i regionalną. Niech no tylko kto powie cokolwiek złego np. na rodzimy „ujot”, a red. Żmudka zaatakuje. No, może wprawdzie niekoniecznie przy pomocy swojskiego tubajfora, ale trzeba uprzedzić, bo język miewa cięty. Tak ostry, że podobno producenci nożyków do golenia zabijają się już o prawa autorskie. Ostrzegamy więc – żadnych tam dowcipasów o Krakowie, że np. Smok Wawelski tak naprawdę zmarł z braku dziewic do pożarcia, Szkoci w rzeczywistości pochodzą z Krakowa ale musieli utworzyć własne państwo, bo pod Wawelem umarliby z głodu, czy też że najcieńszy drut miedziany wcale nie powstał w Nowej Hucie, ale na „Kleparzu”, gdzie dwie przekupki wydzierały sobie centa, przysłanego przez wujka z Hameryki. Basia, w mediach działa niezmordowanie na rzecz popularyzowania środowiska krakowskiego, swej Alma Mater i organizacji z grodu Kraka. Poczynając od Parady Jamników, poprzez Zaduszki Jazzowe, a na stowarzyszeniu absolwentów UJ kończąc. Zna też gwarę małopolską, ale w sumie, przy pewnym wysiłku, da się red. Żmudkę zrozumieć bez tłumacza czy dodatkowych lekcji „krakowszczyzny”. Z takim dorobkiem, w sumie śmiało mogłaby kandydować na prezydenta Krakowa. Ale – na całe szczęście – przynajmniej na razie nigdzie się z Chicago nie wybiera. Red. Żmudka jest przykładem dziennikarskiego trudu i uporu. Stąd pewnie – jak spekulują niektórzy – jej pracowite nazwisko. Jest też przykładem (wyjątkowym, niestety), że nawet we współczesnych mediach Jackowa i Greenpointu można stosować poprawną oraz inteligentną polszczyznę, a nie rzucanie mięchem, uproszczeniami i prymitywną retoryką. Dlatego wspólpraca z Basią jest prawdziwą przyjemnością. Jedyny problem polega na tym, że w „Wietrznym Radiu” tak jej mało. Postulujemy więc: „My chcemy więcej Basi!”. Bo jak nie, to zmobilizujemy wszystkich centusiów. I w asyście krakowskich jamników najedziemy siedzibę „Wietrznego Radia”. A wtedy, kolegom-krakusom z redakcji, nawet Smok Wawelski nie pomoże. 

ANDRZEJ WĄSEWICZ

PARTNERZY